kiedy pies umiera, a kot chce odejść
posłuchaj 🎧
lub przeczytaj 👓
To mega trudny temat; tak wrażliwy, tak intymny…
Jednak kiedy nadchodzi – nie wiemy jak postąpić, która droga decyzji jest tą, jaką należy podążyć.
W internecie jest wiele wpisów opisujących stan kliniczny zwierzęcia, który ma podpowiedzieć po czym poznać, że pies umiera, kiedy nadchodzi koci czas. My tym tutaj nie będziemy się zajmować.
Ten wpis nie jest kluczem, nie jest prawdą. Ma być wsparciem w tym okrutnym momencie, zachętą do zadumy i autorefleksji, by można było w spokoju przyszłego! sumienia, podążyć w życiu dalej, bez ukochanego Zwierzaka🖤
Nigdy na łamach bloga nie piszemy o własnych historiach, ponieważ to zaburza obiektywną ocenę, ale tu to chyba właściwy moment:
Nie mogę sobie wybaczyć, a upłynęło już ponad 14 lat , że pozwoliłam by moja Nerisa (*) umierała długo, wożona od weterynarza do weterynarza, który dawał mi szansę na zdrowie, potem na dłuższe życie, a na końcu na… kilka dni. Czułam się zagubiona, chciałam dla Neri jak najlepiej. I nie żałowałam pieniędzy, czasu i braku snu, gdy przy Niej czuwałam i słyszałam każdy jej skrzypiący oddech. Wtedy udawałam, że tych głośnych otwierających się drzwi śmierci nie słyszę, bo przecież lekarze dawali nadzieję. Byłam sama, a ta pustka samotnej decyzji mnie przytłaczała -płakałam, a za chwilę szybko ocierałam łzy, by Ona tego nie widziała, aby Neri nie czuła się źle, że przez Nią oczy mam jak kamienie, a serce i żołądek pracują jak chlusty ciężkiej lawy. do tego brzmiała z tyłu głowy znienawidzona melodia: mój pies, moja odpowiedzialność, moja decyzja. Po tym okrucieństwie na moim duszącym się zwierzęciu, z naklejką na moim czole „zaraz zadziałają leki” – wiem co zrobiłam, wiem czego nigdy w życiu nie uczynię po raz drugi. To była bolesna lekcja kosztem mojej ukochanej Nerisy.
Potem była Kuga(*); szkielet nie mogący się utrzymać na nogach, dokarmiany na siłę, bo przecież wet się zna na kramach specjalistycznych i kroplówkach, a ja wiem lepiej od psa, co jest dla niego dobre, prawda? No- nie, nie prawda; Kuga „mówiła”, że chce już odejść, że nie ma siły, to już Jej czas na opuszczenie mnie, a nasza historia bycia razem się skończyła.
Dziś jestem na innej ścieżce, pożegnałam się z moją najukochańszą Zarą(*) na moich warunkach, na ruinach fatalnych doświadczeń. Mam teraz 5 Adopciaków (update 4…) i już jestem przekonana, z całą stanowczością i beznadziejnością odchodzenia zwierzęcia z tego padołu, jakie błędy popełniłam i jak należy ze sobą się rozmówić w takiej sytuacji rozrywanego serca. Choć tych kolejnych odejść na drugą stronę mostu boję się nieopisanie. I może wtedy zaglądnę na mój wpis, zmierzę się z moimi poniższymi wnioskami, które nie koniecznie muszą być Twoje. Jednak
daj sobie przestrzeń na szczerą rozmowę ze sobą
- nie oczekuj niemożliwego
- oceń realnie stan zdrowia swojego Pupila,
- zastanów się, znając Ją/Jego jak bardzo pokazuje Ci , że jest chory/a, czy rzeczywiście widzisz, że chce żyć, czerpie radość z bycia z Tobą, czy jeż jest umęczony/a, jak okazuje ból →objawy choroby i bólu
- licz się z Twoją fizycznością i wytrzymałością: nieprzespane noce, uciążliwe spacery, obciążenie psychiczne
- porozmawiaj szczerze z lekarzem; jakie są możliwości, jak widzi terapię i jest realizację- zwyczajnie czego masz się spodziewać po lekach, kiedy powinno być lepiej, czy jest wyjście z impasu zdrowotnego i jak powinno wyglądać, kiedy spodziewać się poprawy, jakiego typu leczenie zostanie zastosowane – odpowiedzi zwyczajnie Ci się należą. Tylko nie zadawaj pytań, czy mój kot/pies z tego wyjdzie, czy jest szansa że będzie lepiej (raczej jaką? macie szansę)- bo albo chcesz się oszukiwać albo odpowiedzialnie podejść do sprawy.
- nie daj się namawiać na bezsensowne podawanie leków, że któryś z nich może zadziała (nie ma diagnozy, a medyk sobie próbuje), albo coś jakimś cudem kliknie, gdy po Pupilu widzisz coś zupełnie odwrotnego. To się nazywa uciążliwą terapią i zwykłym sadyzmem, który dla kliniki jest opłacalny, jak
- pobyt w szpitaliku, kiedy rozrywa się Wasza więź i stres zwierzęcia rośnie zastraszająco-przerażająco, gdzie nie masz nad niczym i nikim kontroli.
- finansowe obciążenie; zrób rachunek wydatków vs Twoje możliwości – tu nie ma wstydu. Ceny radioterapii, chemioterapii czy pseudo-terapii są niedorzecznie wysokie. Czasem badania są abstrakcyjne finansowo i niczego istotnego dla postępowania medycznego nie wnoszą. A niektóre operacje tylko przyspieszyć mogą nieodwracalne (spada odporność), a kosztują majątek. To, że nie udźwigniesz tego finansowo, nie może być porażką Waszej relacji
- właśnie ta relacja, ta nić porozumienia, oddania, lojalności, uczciwości emocjonalnej (czyli wszystko to, co wpływa że mówimy „kocham”) jest dla Twojego Pupila najważniejsza, nic poza tym się nie liczy, więc
jedyne w czym nie możesz zawieść Pupila to sfera emocjonalna, bycie z nim w chorobie i odchodzeniu (zawsze i do końca!)
Te elementy są realną oceną, a ona ma doprowadzić Cię do Twojego rozwiązania. Nie piszę tu oczywiście o rozwiązaniach typu: oddaję psa po latach naszej relacji do schroniska, albo zamykam go w pokoju, podgłaśniam muzykę, albo wychodzę nie mogąc wytrzymać napięcia – to jest zwyczajnie podłe. Posiadanie zwierzęcia to odpowiedzialność, a ona łączy się; poza cudownością , także z trudami – to one nas kształtują, to po nich jak wstajemy ze zgliszcz, stajemy się silniejsi i mądrzejsi, a czasem też możemy powiedzieć sobie, że daliśmy radę, jesteśmy z siebie dumni, ale na przyszłość zrobilibyśmy inaczej – to jest nauka , gdzie nauczycielem staje się nasz Pupil. Dla niektórych wrażliwców zarezerwowana jest relacja poza bytami.
Najważniejsze pytanie, jakie zawsze sobie zadaję, gdy ścieżka wspólnego życia staje się już niewidzialna:
Czy gdybym był/a swoim przyjacielem (na jego miejscu) – czego bym chciał/a?
Czy kolejny dzień życia jest tak samo ważny dla Pupila, czy tylko dla mnie? – i jestem egoistycznym człowiekiem, który się boi naturalnej kolei rzeczy – odchodzenia i śmierci.
…uwierz mi, ani kot ani pies niczego się nie boi, gdy jesteś wparciem, jesteś przy nim/niej, Ty jesteś lustrem każdej emocji.
Mamy ogromną możliwość skrócenia cierpienia zwierzęciu, często brak nam na to odwagi, ale z drugiej strony mamy ją, by patrzeć na Jego/Jej agonię. Jednak z każdym z tych wyborów trzeba później żyć. Ale im głębiej ze sobą i z Naszym Pupilem będziemy szczerzy, tym większy spokój spłynie do naszego serca i umysłu.
🖤pamięci: Sandry, Tofci, Nerisy, Magosławy, Zary, Kugi, Fridy, Fedzi .