human & pet food grade/ jedzenie dla ludzi a dla zwierząt
👉 Pet Food Grade🐾 (PFG) ≠ Human Food Grade (HFG) [poziom, stopniowanie jakości i przydatności]
👉 Pet Food Chain🐾 (PFC) ≠ Human Food Chain (HFC) [istotą jest łańcuch dostaw, czyli przeznaczenie na poziomie logistyki]
👉 Jedzenie dla zwierząt domowych🐾 ≠ Jedzenie dla ludzi [akcent na ostatecznego odbiorcę]
⇔ wszystkie te ☝️nazwy są synonimami, a podział został stworzony aby odróżnić produktową przydatność do spożycia dla wymienionych dwóch grup odbiorców.
Czy odbiegają od siebie produkty ze źródeł określanych mianem „pet'” i „human”? Odpowiedź wydaje się banalna – oczywiście, że tak!
🤔 Zastanówmy się: •zdecydowanie łańcuch dostaw jest odmienny, •przeznaczenie staje się zależne od potrzeb odbiorcy/producenta, •badania weterynaryjne mamy – zbieżne, ale już •podział na rodzaj mięsa i jego pochodne – podobne, •przydatność do spożycia określona jest takimi samymi kategoriami, choć skrajność (mięso zwierząt padłych) akceptowana jest wyłącznie w kategorii PFC. Widoczna tu jest pewna elastyczność, a wspominamy o tym, ponieważ:
🤔 jeśli przeanalizujemy zawartość parówek wpisujących się na listę „Human Food Chain” (HFC), okaże się, że jest gorsza od niejednej psiej karmy, a skład jest prawie identyczny jak smakowite saszetki z galaretką dla kociaków.
🤔 Czy wiemy co dzieje się z niesprzedanym albo przeterminowanym mięsem w sklepie, albo na targowym stoisku? Zabiera go dostawca – taki ma obowiązek. Czyli produkt z powrotem trafia do źródła, i bywa przetwarzany i sprzedawany w odmiennej formie, nadal typu HFC i nadal smakuje! jako kiełbasa czy pasztet.
Czyli towar zatacza ekonomiczne koło trafiając ponownie zarówno na stoły, jak i do misek – w zależności od rynkowych potrzeb. Ponieważ ten produkt pochodzi z najlepszego źródła, jakim jest „human grade food”, takim pozostaje w dalszej szerokiej konsumpcji. 🤔 Tu dochodzimy do krzyżowania się dróg HFC i PFC: gdzie bardzo ciekawym tworem jest „Feed Grade”, czyli wszystko nadające się do zjedzenia zarówno przez ludzi, jak i zwierzęta. Powyższy produkt jest bezsprzecznie bezpieczny biologicznie i toksykologicznie, różni się tylko dosmaczaniem, a… pachnie paradoksem, prawda?
„Pet Food Chain” (PFC). W tym łańcuchu dostaw istnieją również regulacje, które mają stanowić ochronę zwierząt karmionych tymi produktami. I przedrostek „pet” nie oznacza, że mięso i jego pochodne są nieświeże, raczej w założeniu gorszej jakości w ludzkim rozumieniu: czyli to nie szynka, łopatka, rostbeaf, schab. To bywa równie wartościowe z punktu widzenia dietetycznego, tylko kategorii 3: z tłuszczem, ścięgnami, i innymi tkankami łącznymi. Czyli nie jest tak źle, bo nawet MOM najgorszy nie jest.
Najniższy w klasyfikacji produkt oraz ten niezdatny zapachowo do obróbki cieplnej w niskich temperaturach (gotowanie, duszenie, pieczenie, tłoczenie), przeznaczany jest na ekstruzję, bo wszystko, co niebezpieczne (i wartościowe) zostanie w temperaturze i ciśnieniu- zneutralizowane.
Natomiast najgorsze, co akceptowane jest w jedzeniu dla zwierząt, to pozycje absolutnie nie przedstawiające plusów odżywczych tj: pióra, wargi, płuca, uszy, kopyta, itp… – występujące pod nazwą „produkty pochodzenia zwierzęcego”.
Kolejnym dietetycznym dramatem w PFC są mączki kostne lub mięsne – bynajmniej to nie zmielone kości czy mięso! O hydrolizatach białek zwierzęcych nie wspominamy, bo wystarczająco dużo o tym pisaliśmy. Ta kołomyja semantyczna pozostawia możliwość totalnego braku identyfikacji źródła produktu występującego w składzie karmy zwierzęcej, będąc totalną i celową dezinformacją.
W PFC stosowane są nagminnie wytłoki z jarzyn i owoców, co nie jest równoprawne z całym np. burakiem czy jabłkiem.
Jak zwykle odpowiedź nie jest czarno-biała, i jak zwykle skłaniamy do zadumy. Podsumowując: wszystko zależy od uczciwości producenta, który albo sprzedaje ‘opowieści z mchu i paproci’, albo odżywia swoim jedzeniem.
Więcej: